Kliknij tutaj --> 🦧 kiedyś to były imprezy

Położenie na mapie województwa pomorskiego. ( Przełącz na mapę Gdańska) miejsce zdarzenia. 54°21′57,10″N 18°38′28,35″E. / 54,365861 18,641208. Multimedia w Wikimedia Commons. Pożar w hali Stoczni Gdańskiej – pożar, który miał miejsce 24 listopada 1994 podczas koncertu w Hali Stoczni Gdańskiej w Gdańsku. W wyniku Zapraszam na relację z tego kolosalnego wydarzenia muzycznego! Kiedyś to były czasy, a teraz czasów już nie ma - piękne zdanie powtarzane nieustannie przez moich najbliższych znajomych. Słyszę je średnio raz na trzy dni. Najczęściej dotyczy ono sytuacji losowych związanych z naszym codziennym życiem, jednak wywodzi się z żartów Dni Wodzisławia Śląskiego (zapomnijmy o pandemii) to największa coroczna impreza w mieście. Zastanawiali się Państwo jakie były ich początki? Huczne! Wrzesień, 1957 roku. Była to symboliczna data dla Wodzisławia Śląskiego, który obchodził 700-lecie istnienia. Z życzeniami szczęścia i uśmiechu od nas dla wszystkich Pań! Konczita Kiełbska :) PS. Kiedyś to były w naszym Pieńsku imprezy na Dzień Kobiet! Hm I Łódź, rok 2002. Klimat, ludzie, FREEEEDOM! ♥ Chyba zgodzicie się z nami, że kiedyś te imprezy były ciekawsze. Mowa o aspekcie samej zabawy - nikt nie Site De Rencontre De Luxe Gratuit. Nadchodzi wiatr wielkich zmian. początku były block parties, które nie gościły buntowników, a młodzież pragnącą po prostu dobrej zabawy. I bezpiecznej, a takiej w nowojorskich dyskotekach zdecydowanie brakowało. Szukała oderwania od rzeczywistości, stąd pewnie improwizowane imprezy taneczno-muzyczne organizowane na ulicy. Używając gramofonu, DJ puszczał frazy pochodzące z nagrań znanych piosenek, zapętlał je, za pomocą drugiej kopii tego samego longplaya łączył w dłuższe ciągi muzyczne, zapętlał to wszystko ponownie i otrzymywał zupełnie nową kompozycję. Do tego dochodził toasting, czyli rytmiczna, często spontaniczna melorecytacja na tle utworu z gatunku ska, rocksteady, ragga, jungle lub reggae przejęta od afrykańskich wędrownych poetów przez Afroamerykanów i pełna pozytywnej energii zabawa przy muzyce z syntezatora przez DJ'a Kool Herca wydarzenia służące rozrywce, szybko nabrały popularności, kolejne grupy hip-hopowe zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu, a Rapper's Delight trafiła na pocztówki dźwiękowe w PRL'u. Duszą hip-hopu stał się The Sugarhill Gang rozkręcający kolejne imprezy czy Kurtis Blow rapujący o tym, że koszykówka to jego ulubiony później powstał newschool. Pierwszy z całego szeregu "newschoolów" powoływanych z czasem do życia. Lata osiemdziesiąte przyniosły - raperów eksperymentujących z rockiem, często poruszających trudne tematy społeczne i z kawałka na kawałek tworzących nowy styl rapowania, kiedy to Run kończył linijki zaczynane przez i na największą rewolucję wywołało naznaczenie hip-hopu świadomością polityczną. Tu pojawia się hip-hop polityczny i hip-hop progresywny kreowane przez Public Enemy. Świadomy hip-hop zmienił oblicze muzyki granej niegdyś dla rozrywki. Raperom przestało wystarczać zabawianie słuchacza, oni chcieli słuchacza uświadamiać. Gangsta rap zmienił spojrzenie wielu ludzi na całokształt hip-hopu. Luźny styl życia czerpiących z funku pionierów hip-hopu zastąpiło zwracanie uwagi na przestępczość i przemoc. Nazwano rap muzyką buntu. Buntu agresywnego i powrócił w G-funku, znów przede wszystkim chcąc wprawiać ludzi w dobry nastrój, wprowadzając jednak kwestie hedonistyczne - narkotyki, seks, nawet przemoc. Ameryka podzieliła się na wybrzeża, zarówno wschodnie, jak i zachodnie miało swoje style, te uprawiane powszechnie oraz te regionalne. Wybrzeża skonfliktowane, rywalizujące ze sobą. Lata dziewięćdziesiąte jeszcze spotęgowały wspomnianą wyżej rapu stałem się po roku dwutysięcznym, gdy wszedł już do czołówki najpopularniejszych gatunków muzycznych. Słuchaliśmy 50 Centa, Eminema, The Game'a czy Snoop Dogga, w polskiej rapgrze królował zaś Rychu Peja, młodzież inspirował coraz śmielej wychodzący z podziemia ukryty w mieście krzyk, a wychowywała nieśmiertelna nawijka ZIP składowa. Wtedy wzorce wypracowane przez chociażby wciąż wywierały na raperów ogromny wpływ, tak więc raper musiał być uliczny. A każdy mógł taki być, ponieważ my, słuchacze, nie mieliśmy możliwości weryfikacji ulicznego rodowodu słuchanego bez internetu zmuszały do brania za prawdę objawioną tego, co artyści nawijali nam w tekstach. Słuchaliśmy tego, co akurat było dostępne, przegrywając od znajomych kolejne płyty zawierające muzykę twórców - jak kazali sądzić - robiących wszystko szczerze i będących nieskazitelnie autentycznymi. A my mogliśmy w tę autentyczność jedynie wierzyć, bo nawet gdy nadejście internetu pozwoliło już na słuchanie dowolnych artystów na Wrzucie, a po sieci rozsiano tu i tam wywiady z twórcami oraz informacje o nich, wciąż mało ich znaliśmy. Cóż, internet jeszcze nie chodził, on dopiero w rapie nadal dominował uliczny, agresywny styl i wiele dzieciaków wciąż słuchało go po cichu, gdzieś w kącie, żeby rodzice nie usłyszeli przekleństw. Hip-hop otrzymał łatkę patologicznej muzyki dla patologicznej młodzieży. Gdzieś odeszło interpretowanie go jako muzyki rozrywkowej promującej luźny styl życia i dającej odskocznię od nieprzyjemności codzienności. Bo społeczeństwo było zbyt słabo doinformowane. Mimo hip-hopowych audycji radiowych prowadzonych jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Kto słuchał, ten słuchał...Jak akurat wyglądał hip-hop, taki był hip-hopu odbiór. Od muzyki rozrywkowej po muzykę półświatka przestępczego. Jakby w odpowiedzi na to stał się jeszcze barwniejszy i bardziej wszechstronny niż jest wszystko. I utwory luźne, i agresywne, i zaangażowane politycznie czy społecznie, i te służące jedynie rozrywce. Te kontrowersyjne i te przyjazne odbiorcy. W dodatku obecnie styl jest dowolny. Kiedyś raper musiał rapować, teraz powszechne są śpiewane refreny czy nawet całe zwrotki. Rap jest są wszędzie, raperzy mogą wszystko. Na przykład zaczerpnąć z korzeni hip-hopu i zorganizować block party w pałacu. Dostępne powszechnie na na na wszystko po to, by dobrze się bawić, lepiej się poznać, a przy okazji w siedem dni nagrać wspólną płytę. Wiele z tego wyjazdu widzieliśmy i nadal możemy zobaczyć we vlogach. Widzimy część życia prywatnego reprezentantów SBM oraz możemy poczuć się tak, jakbyśmy wraz z nimi uprawiali hip-hop. Gdyby artyści zrobili taką akcję na początku lat dwutysięcznych, odbiorca niewiele by na tym skorzystał, bo otrzymałby jedynie kawałki nagrane podczas wyjazdu. Prawdopodobnie nie byłoby mowy o takim przybliżeniu odbiorcom twórców, jakie zaserwowała wizyta w Hotelu Maffija. W dodatku dostaliśmy nastoletniego Nypla, udowadniającego swoim rówieśnikom, że wiek to tylko liczba - choć w Stanach rapująca wczesna młodzież zaistniała już dawno, wystarczy wspomnieć Bow Wowa i Kris Kross, ale, jak wiadomo, w Stanach wszystko dzieje się wcześniej (no dobrze, Polska dostała Hop Kids, aczkolwiek może lepiej udawać, że do tego nie doszło) - oraz kawałek "Droga Pani", w którym Nypel, Białas, Lanek, Kinny Zimmer, Janusz Walczuk i Fukaj rapują o szkole. Choć w kawałku czuć bunt, czuć również zabawę muzyką, niemal tak dobrą jak tę płynącą z "Basketball" Kurtisa Blowa. "Parapetówa" zaś to już rozrywka pełną parą. taka jak podczas typowego block party. A podczas "Śniadania w hotelu" Solar rapuje, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. W jednej zwrotce zawarł pierwotną istotę hip-hopu. Zwrotka powstała prawdopodobnie na szybko. Prawdopodobnie dla rozrywki. Ale przekazująca pozytywne treści. Natomiast "Co to za bluza lanek?" za każdym odsłuchaniem przenosi mnie w czasy początków hip-hopu, kiedy wystarczyło rapować o czymkolwiek, byle tylko było wesoło. Nic dziwnego, że album "Hotel Maffija 2" jest już złoty, a za moment pewnie zostanie pokryty najbardziej korzystne w tego typu akcjach jest to, że nareszcie artyści nie są dla nas tylko swoją twórczością. Poznajemy ich bliżej. Albo inaczej. Poznajemy ich choć trochę. Z tej spontanicznej, nie zawsze przemyślanej strony. Ale strony najprawdziwszej. Na Instagramie można udawać, na Facebooku również, jednak we vlogu ze wspólnego wyjazdu już chyba nieco mniej. No i znowu zobaczyliśmy, że hip-hop jest po prostu rozrywką. Rozrywką potrafiącą łączyć ludzi i dającą odrobinę wytchnienia w męczącej początku były block Choć może w innej przemysł muzyczny rapem stoi. Dobrze, że ktoś dba o jego pogodny wiatr wielkich niepełnosprawny, więc czekam na jakiegoś swojego reprezentanta - rapującą osobę z niepełnosprawnością. Jest to jakiś pomysł. Jeden z wiatr wielkich Tomek SochaTekst otrzymaliśmy mailowo od naszego czytelnika. Jeśli również chcielibyście podzielić się z nami swoimi refleksjami lub rekomendacjami w formie artykułu to piszcie na maila wspolpraca@ - najciekawsze teksty mają szanse zostać opublikowane. Po przeczytaniu wpisu ” Moja pierwsza impreza integracyjna w JCommerce” zebrało mi się na wspomnienia. Można mnie nazwać starym wyjadaczem, gdyż pamiętam inauguracyjne imprezy JCommerce. Sięgnijmy pamięcią do roku 2005… Cóż to były za czasy!!! Pewnie część pracowników młodszych stażem będzie zaskoczona, ale JCommerce miało wtedy siedziby w Krakowie i Świętochłowicach. Pomiędzy zespołami toczyła się ostra rywalizacja, ale to już temat na osobny wpis…. Wracając do imprez – początkowo najlepsze były u naszego obecnego prezesa, Piotra Zyguły. W piwnicy jego bloku, godzinami graliśmy na Playstation, popijaliśmy piwo i dyskutowaliśmy o wyższości .NET nad Java. 🙂 Nie najgorsze były też imprezy u Piotrka w mieszkaniu – co tam się działo i jak się potem sprzątało do dziś jest zagadką… Z imprez oficjalnych początkowo dość często graliśmy w firmowego bilarda. Wówczas wszyscy pracownicy grali razem, przeważnie w Krakowie. Następnie nastała moda na karaoke. Chodź nigdy nie byłem fanem tej dyscypliny, to w duecie z Marcinem Niesynem zaśpiewaliśmy ponoć naprawdę niezły kawałek. Numer był wyjątkowy, na trzeźwo nie do powtórzenia. W końcu udało nam się też zorganizować prawdziwe zawody sportowe – mecze Katowice : Kraków w piłkę nożną i koszykówkę przeszły do historii firmy. Katowice wygrały w obydwu dyscyplinach, niemniej włożyliśmy tyle emocji w to współzawodnictwo, że trudno było je potem uspokoić bądź wyładować. Ostatecznie zostały ugaszone na after party w Sztygarce w Chorzowie. 🙂 Pewną tradycją firmową były też wyjazdy integracyjne do Wisły / Ustronia. Odbywały się one regularnie co rok. Najdłuższe trwały nawet 3 dni. Podczas wyjazdów zawsze sporo się działo – paintball, quady, szkoła przetrwania czy parki linowe. Szczególnie dobrze wspominam nocleg i imprezę na Stożku. Ach, fajnie było. Niemniej jednak hnie ma co tęsknić – z tego co słyszałem już w kwietniu będzie okazja do ponownego spotkania się na wyjeździe integracyjnym. 🙂 Czołgiem! Dzisiaj będzie moja życiowa historyjka. Ostatnio czytałam jakiś swój stary wywód z tej kategorii i pamiętam, że było dużo komentarzy o tym, iż uwielbiacie moje historie życiowe i porażki chyba też (huehue), dlatego zapraszam Was na historie o moim pierwszym nie było, to nie ja śpiewałam i konkretniej jest to mój pierwszy koncert, ale Agnieszki Chylińskiej, mojego pierwszego jako takiego nie pamiętam, ale chyba na jakimś festynie grała Majka Jeżowska, która hulała w Opolu i piła kakało... także cofnijmy się, ale do 2015 roku, kiedy byłam piękna, młoda i błyszczałam niczym masło na piękny dzień, konkretniej maj i konkretniej przed majóweczką. Siedziałam sobie u znajomych i grałam w porypaną grę polegającą na tym, że przyklejasz sobie kartkę z przedmiotem, czy postacią na czoło, jak debil i reszta zgaduje, kim jesteś. Także byłam śląską, mielonką ect. Najczęściej jakąś kiełbasą. Pozdrawiam koleżankę, bo mnie obserwuje na insta, to może łaskawie przeczyta. To nie ma większego sensu, ale jest śmieszne, więc dodałam. Gdy skończyliśmy tą, jakże edukacyjną grę, poszłam do domu i tam była moja siostra, która się zapytała, co robimy w majówkę. No to pewnie standard - grill i piwsko, ewentualnie piwsko i grill. Zapytała to więc mówię, że pojedziemy sobie może na koncert Chylińskiej do Wrześni, koło Poznania? (jestem z Gdańska i mam daleko do tego miasta).Liczyłam na ostre ,,nie", albo "popi#$rdoliło?", a tu bach ,,dobra, to jedziemy!". W moim mózgu zrodziło się wiele pytań.. jak pokazać krakowską suchą? Ile nóg ma stonoga? Dlaczego Mandaryna zrezygnowała ze śpiewania? Czy łysi, jak myją twarz, to całą głowę też?Ale żartujesz nie? Nie żartowała. Powiedziała, że wyjdziemy sobie o drugiej w nocy, coby uniknąć korków. Ogarnęłam się i poszłam spać. Nie mogłam - przecież to emocje, pierwszy koncert, no Agnieszkę już widziałam, ale być na koncercie to był sztos nad sztosami. Czułam się, jakby mi przybiła piątkę, chociażby pierwsza, budzik dzwoni... odzywa się niezapomniana, choroba lokomocyjna! Wiem, że czeka mnie podróż, ale już sama myśl drażni mnie nie miłosiernie. Nie mogę jechać. Dzwonie do siostry, że jednak nie dam rady, ona mówi, że dam. Przekonała szybko. Wsiadaliśmy do samochodu, zwarci i gotowi. Telefon jest, majtki na zmianę też, makijaż kilometrów dalej... bierze mnie na wymioty. Lokomotiv? To dla ciotów. Jednak swoje płatki zatrzymałam przy sobie. Zasnęłam. Obudził mnie głos mojej siostry ,,Chce ci się siku?" - nie chce, ale zaraz pewnie będzie mi się chciało, więc wychodzę. Jesteśmy na stacji benzynowej, szwagier tankuje, idę do toalety. Wypada coś chociaż kupić - kupuje 7Daysa, babka się na mnie dziwnie patrzy. Idę do kabiny, mijam lusterko. Stop, cofam się. A tam? Rozmazana ja, totalnie tusz zjechał mi na dół i wyglądałam, jak Marilyn Manson, po przeszczepie obu nerek. Ogarniam się. Wychodzę, uśmiecham się do Pani i mówię, że zasnęłam w makijażu. Ona mówi, że chciała zwrócić mi uwagę, ale może tak miało dalej, godzina 7 rano prawie, jakoś tak jesteśmy na miejscu. Stoimy na parkingu, siostra ze szwagrem muszą się zdrzemnąć, koncert o 20. Mnie się nie chce spać, bo spałam po drodze. Chce mi się pić, a dookoła tylko sklep z gaśnicami. Właśnie Pani otwierała. Była majówka, większość sklepów zamknięta, ale z gaśnicami zapierdalają. Daleko hen, Żabka. Więc kupuje picie i wchodzę do samochodu. Próbuje zasnąć, ale mi nie idzie. Pochodziłam trochę i znalazłam miejsce, gdzie ma być koncert. Już powoli scenę później poszliśmy coś zjeść. Tylko Kebaba znaleźliśmy więc na śniadanie były frytki. Przynajmniej dla mnie bo nie lubię kebaba. Niedojedzone w pudełku położyłam na tylnym siedzeniu w aucie. Pojechaliśmy do Poznania, zobaczyć te słynne koziołki. Czekałam pół godziny, aż dwa kozioły (jak te w Ranczu hehe .. he) się pykną i otworzą się niedomknięte drzwi. Później wszyscy klaskali. Really? To nielądowanie - dla mnie to słowo brzmi dziwnie, ale mój program do sprawdzania pisowni twierdzi, że się piszę razem, więc tak powrocie okazało się, że pod sceną już koczowało kilku fanów. Każdy z nich miał koszulkę zrobioną przez siebie, jedne ładne inne... creepy, ze zdjęciem na cyckach kiepskiej jakości. Ja nie miałam nic! Teraz coś znajdź! Na Allegro wysyłka w tydzień, a ja czułam się naga, no jak nie fanka. Szukałam, szukałam, aż znalazłam sklep z pamiątkami i kupiłam sobie bransoletkę z muliny, na której był napis ,,AGNIESZKA". Na pewno Artystka doceni i zauważy ze sceny. Rozpoczęło się koczowanie z fanami, których nie znałam. Każdy miał na tapecie w telefonie zdjęcie Chylińskiej, a jak ktoś dzwonił, słyszałam ,,Winną", albo ,,Wybaczam Ci", a ja miałam jako dzwonek ,,Plastikową Biedronkę". Stałam idealnie pod barierką. Najlepsze miejsce, jeszcze pięć godzin i koncert mój. Nie licząc wychodzenia na iść po coś do auta i usiadłam dupskiem na te frytki. Nie chcecie wiedzieć, jak wyglądały moje spodnie. Trzeba było kupić nowe na alternatywnym bazarze, bo sklepy zamknięte, a gdy przyszłam, pierwsze rzędy były już zajęte. Nagle usłyszałam głos jakiegoś fana... ona była tu od rana! Nie wiem czemu, ale bez spiny mogłam sobie wleźć. Chociaż byłam ściśnięta, niczym naleśnik, to miło było, że ludzie zrobili koncercie pisać nie będę, bo było super. Gardło rozjechane jak po ostrej imprezie. Naprawdę mimo wszystko fajnie wspominam ten później pojechałam do Bydgoszczy i miałam już swoją koszulkę. Czujecie ten fejm?Mam nadzieję, że ta historia Wam się podobała, bo wtedy będzie więcej :DZapraszam na Instagrama KLIK i do obserwowania newsów z mojej książki KolorowoBeatryczePodobne wpisy: -> ,,Kiedyś to było..." - czyli historia o różowej -> ,,Kiedyś to było..." - czyli historia o kalendarzach adwentowych. Zobaczcie pamiątki i archiwalne zdjęcia z Dni Wodzisławia Śl. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Muzeum w Wodzisławiu Hucznie świętowano Dni Wodzisławia Śląskiego. Nawet przez kilka dni. Były pokazy, koncerty, konkursy. Wypuszczano też okolicznościowe gadżety: szklanki, wazony, talerze. Pamiętacie dawne Dni Wodzisławia Śląskiego? Kiedy zaczęto świętowanie i jak to się zmieniało w kolejnych latach? Zobaczcie pamiątki i archiwalne zdjęcia. Historia Wodzisławia Śl.: Dni miasta świętowaliśmy przez tydzień. Pamiętacie?Dni Wodzisławia Śląskiego (zapomnijmy o pandemii) to największa coroczna impreza w mieście. Zastanawiali się Państwo jakie były ich początki? Huczne!Wrzesień, 1957 roku. Była to symboliczna data dla Wodzisławia Śląskiego, który obchodził 700-lecie istnienia. Jeśli szukać początków Dni Miasta, to właśnie wokół tego wydarzenia i tej daty. Impreza trwała prawie przez Dopiero od 1966 r. przyjęto tygodniowe świętowanie. Przygotowano scenariusz do którego wracano w kolejnych latach. Każdy dzień miał inną tematykę. Pochód przebierańców, koncerty, czasami odsłonięto jakiś pomnik czy tablicę - wspomina Kinga Kłosińska z Muzeum w Wodzisławiu Śl., która wraz Dawidem Jęczmionką napisała publikację „50 lat wspomnień. Złoty jubileusz Dni Wodzisławia”.Kolejna tak wielka impreza odbyła się dopiero 9 lat później. Wrzesień 1966 roku też był symboliczny. W kraju obchodzono 1000-lecie Państwa Polskiego (Kościół 1000-lecie Chrztu Polski). W wielu miejscowościach świętowanie przeniesiono na lokalne „podwórka”. Nie inaczej było w powiecie powrócono do sprawdzonego scenariusza sprzed 9 laty. I Dni Ziemi Wodzisławskiej połączono z dożynkami, które odbyły się w niedzielę. Po święcie wodzisławskiej wsi, w poniedziałek był dzień spółdzielczości. Jak sama nazwa wskazuje, prezentowały się spółdzielnie. We wtorek pokazały się służby jak straż pożarna. Środa - było to charakterystyczne dla tamtych czasów - dzień przyjaźni polsko - radzieckiej. Czwartek poświęcono oświacie: nauce i kulturze, a piątek nieprzypadkowo górnikom. Sobota była dniem młodości z korowodem przebierańców. W wydarzeniu brał udział cały region: Biertułtowy, Rydułtowy, Pszów, a nawet Gorzyce i Rogów. Kolejne Dni odbyły się w 1967 roku. Potem w 1968, 1969 r. Następnie postanowiono, aby odbywały się co dwa lata: 1971, 1973, 1974 (wyjątek), 1976 i Od 1978 roku Dni Miasta odbywają się co roku, oczywiście pomijam sytuację związaną z pandemią koronawirusa. Co ciekawe, przy okazji powstawały oryginalne gadżety. Miasto zlecało ich produkcję np. Zakładowi Ceramiki w Bolesławcu. Obowiązkowe były przypinki i proporczyki. W latach 70. na kramach można było kupić szklanki, talerze, popielniczki, wazony, talerze, plakietki, długopisy, kufle do piwa. Naturalnie z motywem nawiązującym do Wodzisławia Śl. Do dziś mieszkańcy przynoszą do Muzeum zachowane pamiątki. Bardzo cenne - dodaje Kłosińska. Kiedyś to były imprezy! Dni Wodzisławia Śląskiego świętowali... Z września na czerwiec, a potem z Rynku na stadionJak opowiada, wielkie zmiany w organizacji Dni Wodzisławia Śl. Nastąpiły w 1993 roku. Wówczas skrócono świętowanie z siedmiu do trzech dni: piątek, sobota, niedziela. Przeniesiono też termin z września na czerwiec. - Argumentowano to lepszą pogodą, ale także tym, że dzieci i młodzież po wystawieniu ocen mogą się bardziej zaangażować w uczestnictwie - dodaje Kłosińska. Dni Miasta tradycyjnie otwierał więc korowód mieszkańców, a potem były koncerty, konkursy, aktywności sportowe. Do lat 90. na scenie występowały lokalne zespoły, czasem również z Czechosłowacji. W ostatnim dziesięcioleciu XX wieku zaczęły pojawiać się gwiazdy: Smokie, De Su, Varius Manx. Do 2011 roku bawiliśmy się na Rynku, a następnie - ze względów organizacyjnych - na stadionie. Nie zmienił się scenariusz. Na inaugurację jest korowód, są koncerty, konkursy i zabawy. Tęsknimy za normalnością. Czekamy na kolejne Dni Wodzisławia Śl. Może wreszcie w 2022 roku?Więcej o historii Dni Wodzisławia Śląskiego przeczytacie w publikacji „50 lat wspomnień. Złoty jubileusz Dni Wodzisławia”, autorstwa Kingi Kłosińskiej i Dawida Jęczmionki. Do nabycia w Muzeum w Wodzisławiu ofertyMateriały promocyjne partnera

kiedyś to były imprezy